Wybierz miasto
Sport Logowanie / Rejestracja
Znajdujesz się w ogólnopolskim wydaniu.

O życiu na dwóch kółkach

2007-04-02

 Przejechał setki tysięcy kilometrów i wciąż planuje nowe wyprawy. Ma cele, które potrafi zrealizować. Najlepiej czuje się na swoich dwóch kółkach, które towarzyszą mu niemal przez całe życie. Rozmowa z wrocławskim kolarzem - Romanem Szczepańskim.

Małgorzata Majcher: Kolarstwo trenuje Pan od wielu lat. Kiedy właściwie zrodziła się ta pasja?

Roman Szczepański: To był rok 1970, chodziłem do szkoły górniczej i na praktyce spotkałem kolegę z innej szkoły. Po pewnym czasie zaczęliśmy rozmawiać o swoich pasjach. Ja byłem strzelcem - uprawiałem strzelectwo, ale w związku z tym, że trener wyjechał klub się rozwiązał i przestaliśmy trenować.  On mówił, że trenuje kolarstwo, że ściga się z Szurkowskim, a Szurkowski był wtedy super kolarzem - wygrał Wyścig Pokoju. Kolega opowiadał, że startował w jakimś wyścigu, Szurkowski wygrał, on był dziesiąty. Ja pomyślałem sobie: "ty byłeś dziesiąty, to ja będę chyba lepszy od ciebie" i kupiłem sobie rower za własne pieniądze. Zapisałem się do klubu, to był rok '72. W '73 zacząłem już jeździć z nimi na treningi, a od roku '74 startować w wyścigach, jeździć na zawody. Sukcesy odnosiłem od samego początku. Po roku czasu ścigania dostałem się do kadry młodzieżowej, później poszedłem do wojska - Legii Warszawa w '76 roku i tam dostałem się do kadry narodowej. Kariera rozwijała się błyskawicznie, ale też ekspresowo skończyła się. Miałem wypadek w '78 roku, 2 operacje i w wieku 22 lat wypadłem z kadry. Po pobytach w szpitalu przestałem mieć jakieś większe motywacje do tego, żeby się ścigać. Jestem z usposobienia sangwinikiem, ni to choleryk, ni to flegmatyk. Lubiłem o wielu sprawach decydować i tu nagle stałem się bezsilny. Trenerzy też za mną nie przepadali, bo gdy bolało, to o tym mówiłem, więc stwierdzili, że jestem za stary, by powrócić do kadry. Potem wyjechałem na jeden sezon do Niemiec i po powrocie, to był rok '83, przystąpiłem do spółki na ul. Pomorskiej - z kolegą prowadziliśmy zakład naprawy rowerów. Trwało to 2 lata. W międzyczasie zacząłem z powrotem bawić się w kolarstwo. Startowałem w jeździe na czas, wygrałem przełajowe Mistrzostwa Polski, zdobywałem medale na górskich MP, brałem udział w wyścigu szosowym ze startu wspólnego, startowałem w Pucharze Świata. Plasowałem się w ścisłej czołówce. Najwyższe podium, to drugie miejsce. To mnie pasjonuje, zwiedzam świat. Lubię to.

MM: Jak wspomina Pan wyprawę Wrocław - Rzym?

RSZ: To była wyprawa, która miała upamiętnić rocznicę pontyfikatu Jana Pawła II. Rowery składam sam i na razie nie miałem żadnego defektu, nawet gumy nie złapałem jadąc przez całą Europę. Rower, który wart jest kilkaset złotych bez problemu przejedzie 300 km na dobę. Jest to rower górski, nie szosowy. Zaplanowaliśmy przejechać dystans 1600 km w 54 godziny. Jechało nas dwóch i każdy miał przejechać 27 godzin. Jedna godzina naszej jazdy miała być przeliczona na jeden rok pontyfikatu. Udało się nam zrealizować cel. Moja średnia wyszła 28 godzin, a kolegi, który jechał na rowerze wyścigowym - 28,2 godziny. Dystans mieliśmy identyczny. Nie rywalizowaliśmy ze sobą, ponieważ mieliśmy inne rowery. Do Brukseli chcemy jechać na jednakowych i tam okaże się, który z nas jest wytrzymalszy. Wyprawa do Watykanu udała się. Wzięliśmy płytę z podziękowaniami i prośbami dla Jana Pawła II i złożyliśmy ją na grobie. Następnego dnia zwiedzaliśmy Rzym, Watykan. Byliśmy na mszy na placu św. Piotra.

MM: Czy oprócz pozytywnych aspektów wypraw zdarzają się jakieś niebezpieczne sytuacje?

RSZ: Na razie jeździmy po krajach cywilizowanych i takich przypadków nie ma. Jeżeli chodzi o przeszkody naturalne, to wiatr jest większą przeszkodą niż góry, bo górę można sobie zaplanować i przejechać ją szybciej lub wolniej. Natomiast pod wiatr jedzie się strasznie ciężko. Deszcz, zimno, upał - to wszystko jest jeszcze do zniesienia, najgorszy jest wiatr.

MM: Dużym problemem, jeśli chodzi o kolarstwo, jest doping...

RSZ: Kolarze mieli i mają dostęp do różnego rodzaju medykamentów, zaczęli wspomagać się różnymi środkami dozwolonymi i niedozwolonymi, m.in. EPO. To jest lekarstwo, które podaje się ludziom chorym na białaczkę, zagęszcza krew i organizm staje się bardziej wydolny. Można powiedzieć, że zawodnicy koksują się masowo. To są aptekarze, nie kolarze. W wieku 40-, 50-, 60-ciu lat osiągają takie przeciętne na wyścigach, że kiedy miałem lat 20 mogłem tylko o takich pomarzyć. Ja swoją przewagę widzę w maratonach długodystansowych, ponieważ ci wszyscy aptekarze nie są w stanie bez przerwy brać dopingu, bo po prostu ich serce nie wytrzyma, a bez dopingu ze mną przegrają.

MM: Co sądzi Pan o polskim kolarstwie szosowym? Czy powinno być bardziej promowane?

RSZ: Motoryzacja rozwija się błyskawicznie. Niebezpiecznie jest jeździć po drogach, a "niebieskie ptaki", jak tylko weszły sądy 24-godzinne, uczepili się rowerzystów, bo są wszystkiemu winni. Na czterech skazanych, trzech to rowerzyści. Z taką władzą, z taką policją porządku się w Polsce nie zaprowadzi. Uważam, że nie powinno się promować kolarstwa, dlatego że sport wyczynowy wiąże się z dopingiem, a doping zdrowiu nie służy. Powinno budować się więcej ścieżek rowerowych, więcej tras gdzieś w górach, żeby ten sport wyczynowy zamienić w sport masowy. W latach 70-tych, jak zaczynałem trenować kolarstwo, to na Mistrzostwach Dolnego Śląska startowało kilkudziesięciu zawodników, potem były mistrzostwa strefowe. W MP brało udział 120 zawodników. A dziś? Bez eliminacji, bez Mistrzostw Dolnego Śląska, w MP startuje kilkunastu zawodników.  Wydaje mi się, że powinno się odejść od kolarstwa wyczynowego, tam jest całe zło - doping. Tylko i wyłącznie rekreacja. Podoba mi sie polityka Stanów Zjednoczonych, gdzie sport jest uprawiany masowo.

MM: Którą z wypraw traktuje Pan jako swój największy sukces?

RSZ: Największy sukces, to pierwsza taka duża wyprawa zorganizowana na 25-lecie powstania "Solidarności". To był maraton od Bałtyku do Adriatyku, od Gdańska do Triestu. Pojechaliśmy dlatego, że nie ma żadnych problemów z przekroczeniem granic. Jest to możliwe dzięki "Solidarności", dlatego w ten sposób chciałem uczcić tę rocznicę. Marzy mi się ustanawianie rekordów. Nie chcę mówić o szczegółach. Będę mówił, jak się konkretnie czegoś dowiem. Takie wyprawy mi się marzą: przejechać Mur Chiński, dojechać do piramid w krótkim okresie czasu, czy do Pekinu na Igrzyska Olimpijskie w przyszłym roku. To są moje marzenia.
  

MM: Dziękuję za wywiad i życzę spełnienia tych marzeń.

RSZ: Również dziękuję.

Małgorzata Majcher

Dodaj do:
  • Wykop
  • Flaker
  • Elefanta
  • Gwar
  • Delicious
  • Facebook
  • StumbleUpon
  • Technorati
  • Google
  • Yahoo
Komentarzedodaj komentarz

Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Brak komentarzy.

video
FB dlaMaturzysty.pl reklama