Klapa na Erze
2008-07-21 10:55:56 Uczestnictwo w Festiwalu Era Nowe Horyzonty przypomina loterię. By zobaczyć jeden film, często trzeba zrezygnować z innego, równie interesującego. Zdarza się, że nasz wybór okazuje się nietrafny. Ja dla filmu „Czarne słońce” poświęciłam koncert Michael Nyman Band. Nie było warto.
Wśród wielu pereł wrocławskiego festiwalu „Il sole nero” – ekranizacja dramatu Rocco Familiariego w reżyserii Krzysztofa Zanussiego - zawodzi. Film jest drętwy, przerysowany i pompatyczny, a akcja niespójna. Wyeksploatowany wątek zemsty za śmierć ukochanego – ustylizowany na antyczny dramat – staje się przez swoją sztuczność nieznośny. Ani odrealniona Sycylia, ani zakochani, ani śmierć, ani nawet zemsta, nie zyskują cech prawdziwości.
Teatralność filmu, choć według słów reżysera – zamierzona, nie jest zaletą obrazu. „Il sole nero” traci na tym, że na siłę próbuje być współczesnym dramatem Szekspira. Zanussi powiedział, że film pokazuje niemodny dziś rodzaj miłości. Jego Agata i Manfredi nie są jednak jak Romeo i Julia. Ich dialogi - mimo że prowadzone w dźwięcznym i miłym dla ucha języku włoskim – są przesłodzone i nieautentyczne. Kilkunastominutowa scena rozmowy małżeństwa w łóżku, a potem na tarasie – choć uzasadniona z punktu widzenia dalszej fabuły, ciągnie się w nieskończoność i męczy najbardziej nawet wytrwałego kinomana.
Zawodzą też aktorzy. Znana szerszej publiczności z roli dziewczyny Toma Cruise’a w filmie „Rain man” Valeria Golino zachwycić może tylko pięknym ciałem. To chyba za mało na główną rolę. Ani pozytywni bohaterowie nie są autentyczni, ani nawet czarny charakter nie przekonuje. Najlepiej „gra” Sycylia – urzekająca krajobrazem dzięki wspaniałym zdjęciom Ennio Guarnieriego.
Wśród wielu pereł wrocławskiego festiwalu „Il sole nero” – ekranizacja dramatu Rocco Familiariego w reżyserii Krzysztofa Zanussiego - zawodzi. Film jest drętwy, przerysowany i pompatyczny, a akcja niespójna. Wyeksploatowany wątek zemsty za śmierć ukochanego – ustylizowany na antyczny dramat – staje się przez swoją sztuczność nieznośny. Ani odrealniona Sycylia, ani zakochani, ani śmierć, ani nawet zemsta, nie zyskują cech prawdziwości.
Teatralność filmu, choć według słów reżysera – zamierzona, nie jest zaletą obrazu. „Il sole nero” traci na tym, że na siłę próbuje być współczesnym dramatem Szekspira. Zanussi powiedział, że film pokazuje niemodny dziś rodzaj miłości. Jego Agata i Manfredi nie są jednak jak Romeo i Julia. Ich dialogi - mimo że prowadzone w dźwięcznym i miłym dla ucha języku włoskim – są przesłodzone i nieautentyczne. Kilkunastominutowa scena rozmowy małżeństwa w łóżku, a potem na tarasie – choć uzasadniona z punktu widzenia dalszej fabuły, ciągnie się w nieskończoność i męczy najbardziej nawet wytrwałego kinomana.
Zawodzą też aktorzy. Znana szerszej publiczności z roli dziewczyny Toma Cruise’a w filmie „Rain man” Valeria Golino zachwycić może tylko pięknym ciałem. To chyba za mało na główną rolę. Ani pozytywni bohaterowie nie są autentyczni, ani nawet czarny charakter nie przekonuje. Najlepiej „gra” Sycylia – urzekająca krajobrazem dzięki wspaniałym zdjęciom Ennio Guarnieriego.
Jak sądzę, w zamierzeniu reżysera „Il sole nero” miało być wyabstrahowaną z rzeczywistości opowieścią o dobru i złu, o zbrodni i zemście, a przede wszystkim o miłości, która może pokonać nawet śmierć. Niestety, film zawisł gdzieś pomiędzy autentycznością a zrozumiałą dla widza teatralizacją i nie przekonuje. Obraz, który mógł stać się doskonałą opowieścią o ciążącym nad ludźmi fatum i przeznaczeniu, jest tylko groteskową i żenującą opowiastką pozbawioną drugiego dna, która nie skłania do refleksji.
Jeżeli coś broni „Il sole nero”, to wysoki poziom techniczny. Wspaniałe są zdjęcia wspomnianego Ennio Guarnieriego, doskonała jest muzyka niezawodnego Wojciecha Kilara. Szkoda, że fabuła nie dorównuje realizacji, bo mogłoby powstać arcydzieło. Tymczasem Zanussi stworzył film jedynie poprawny technicznie, w sferze treści nieprzekonujący.
Joanna Jaszczak
(joanna.jaszczak@dlastudenta.pl)
Słowa kluczowe: krzysztof zanussi era nowe horyzonty czarne słońce il sole nero recenzja